wtorek, 25 kwietnia 2017

"Pękła ta cudowna nitka, która utrzymywała mnie przy życiu. Choć już nie chcę umrzeć, to i tak dalej nie chcę żyć. Jest pusto, zimno, szaro.
Już nie obchodzą mnie pozory, otwarcie mówię o swoich poglądach. O egoizmie ludzi, o powszechnej znieczulicy. O koniecznej absolutnej samodzielności.
O braku nadziei.
Słyszę, że ich przerażam.
A przecież tylko mówię słowa, których wcześniej nie mówiłam, wciąż jestem tą samą dobrą koleżanką z uśmiechem na twarzy... no dobra, mniej się staram.
Ale skoro starałam się bardziej niż reszta, to w końcu powinnam dotrzeć do średniej, a zatem być bardziej normalna, prawda?
Co i tak nie ma żadnego znaczenia.
Moje relacje z ludźmi wyglądają tak, jakbyśmy żyli na różnych planetach, które tylko czasem są na tyle blisko, że mogą odebrać niejasne sygnały od siebie nawzajem."

niedziela, 28 sierpnia 2016

"Jestem naiwna. Tak bardzo naiwna, że bardziej się chyba nie da.
Niby wiem, jak działa świat - a jednak nie. To, co dla mnie jest czymś wielkim, dla normalnych ludzi jest powszechnością. To dziwne, że ja takich "ładnych" rzeczy nie mam na co dzień, tylko miałam ich raptem kilka w życiu. Dla mnie wszystko coś znaczy. Wszystko jest ważne.

Chciałam Ci tylko powiedzieć, że ja nie mam bliskich. Nie chcę już nikogo blisko.
Jeśli jesteś blisko, to masz dostęp do gołej, miękkiej tkanki. Źle dotkniesz i umrę.

Oto umieram.

Zazdroszczę Ci czasem tej beztroski. Dzisiaj jeden człowiek, jutro inny, chwytaj dzień, nikt nic nie znaczy. Po prostu w świat, nikt Cię nie zatrzymuje, nie spowalnia nawet.
Bo dla mnie, skoro człowiek jest, to coś do tego doprowadziło. To to jest coś.
Skoro jesteś, to Ci ufam.
Dlaczego więc umieram po raz kolejny?
Dlaczego moje wszystko, to Twoje nic?

Dlaczego mnie to tyle kosztuje? Chcę tak umieć. Chce móc powiedzieć, że się nie przejmuję, że życie toczy się dalej.
Chcę Ci nie ufać. Chcę Ci nie wierzyć.
Tobie, przyjacielu, chłopaku, członku rodziny.
Tobie, osobo, która powinna mi być bliska. Której ja powinnam być bliska.

Oto umieram.

Już nie mogę, nie mogę tak bardzo, że chyba się w sobie zapadnę. Brak ułożonego życia mnie tak nie boli, jak brak ludzi.
Skąd wziąć siłę, by samotnie egzystować, nie potrzebować nikogo? Z nikim nie rozmawiać na poważne tematy, od nikogo niczego nie oczekiwać?

Tak bardzo nie chcę po raz kolejny.
Głupia, nie umiem się uczyć na błędach."

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

"Nie pogodziłam się. Chyba nigdy się nie pogodzę.
Wiem, że to nie ma (nigdy nie miało) sensu. Ale chciałam raz jeszcze, tak na serio.
Umrzeć i się wypalić.
Nigdy nie przeprowadziłam takiej rozmowy. I tak, jak wcześniej. Wszystko. Bez ładnych słówek i dyplomacji. Sens był jeden - bez półśrodków, wszystko albo nic.
Nic.
Byłam prawie pewna, że tak będzie. Znamy się już trochę, wiem, że nie jestem na tyle ważna.
Żeby o mnie pamiętać.
Żeby ze mną rozmawiać.
Żeby spędzać czas.
Nie tylko wtedy, kiedy nie ma nikogo innego, kto by mógł. Ale cóż. To ja. To się nigdy nie stanie. Zawsze, do końca życia będę siedzieć sama i zbierać energię, by utrzymywać uśmiech na twarzy przy ludziach.

Dzisiaj znowu pękłam. Znowu ktoś, kto powinien być autorytetem, spowodował, że czuję się jak bezwartościowe, nic nie potrafiące... właśnie.
W końcu zabrakło mi cierpliwości.
Ale cóż. To ja.
Czasem mam wrażenie, że mówię w innym języku, bo nikt nie wie, o co mi chodzi.

Jeden wiedział.
Ale cóż. To ja.
Więc jest - nic.

Dzieje się dużo złych rzeczy. Parę takich, które zmusiły mnie do wspomnień, do zanalizowania drogi, którą przeszłam. Pracy, jaką wykonałam, by stać się choć trochę bardziej normalną.
Przeraziłam się, gdy uświadomiłam sobie, jaki jest wniosek. Stuprocentowo pewny, nawet nie ma co szukać dziury w całym: już dawno bym nie żyła, gdyby nie Bóg. Jakąś cudowną nitką, często ledwo co, wiara podtrzymuje mnie przy życiu. Powtarzam sobie, że jest ktoś, dla kogo jestem ważna, kogo obchodzę. Że są wartości, które trzeba pielęgnować. Wszystkie te rzeczy, które zdecydowana większość ludzi, których znam, uważa za brednie, głupoty, ciemnogród.
Można się pokusić o stwierdzenie, że takim małym "cudem" jest to, że wciąż nie zniknęłam."