środa, 29 października 2014

"Mieszkanie samemu ma swoje plusy.
W końcu można płakać na głos, a nie dusić się pod poduszką.
Minął już jakiś czas, od kiedy trzeba było ostatnio. Lepiej, gorzej... ciężko powiedzieć, to nakręca depresyjne myśli.

Gdy słyszy się coś przekazywane tak uparcie, przez kilka osób, tak pięknie ubrane w słowa - można nawet uwierzyć. Tak łatwo wziąć się za kogoś lepszego, gdy komuś obcemu tak bardzo na tym zależy... nadzieje, wyobrażenia, nawet dopuszczenie pewnego ryzyka.
Tylko po to, by znów upaść i rozbić się na kawałeczki.
Lepiej wcześniej niż później."

czwartek, 16 października 2014

"Na pierwszy rzut oka wydają się beztroscy.
Dziecinni wręcz. Niedojrzali.
Tematy są takie... błahe. Niepoważne.
Ta poza, że wszystko jedno, że ludzie przesadzają, że to, że tamto... że niby dystans.
Tak naprawdę to wszystko, to towar uszkodzony. Gdzie coś nie gra, coś się nie składa... czymś to trzeba zakryć.
Nie, nie dla innych. Dla siebie, bo łatwiej.
Lepiej się schować pod śmiechem. Odwrócić uwagę od prawdziwego siebie.
Na dłuższą metę to nawet opłacalne. Nagle zaczyna się wydawać, że granica się zaciera. Już nie do końca jest się kimś, kto się chowa, zaczyna się być tym kimś beztroskim, radosnym... przynajmniej po części.
Gorzej, jak się pogubisz."

niedziela, 5 października 2014

"Gubię się ostatnio w swojej głowie.
Gdzie się podziała normalność? Gdzie ład?
Jedyne, co czuję, to Chaos. W wyjątkowo ciemnych barwach.
Nie umiem podjąć decyzji, dopełnić postanowień, określić się. Moja psychika gna jak rollercoaster, chociaż ostatnimi czasy częściej stacza się pionowo w dół, niż pnie w górę.
Był porządek. W miarę. Robiłam to, co robiłam, raz było lepiej, raz gorzej, ale z grubsza jakoś szło. Teraz już nie idzie. Co się zmieniło? Potrzebuję czegoś więcej? Czegoś mniej? Po prostu czegoś innego?
Póki co trzymam się tej ostatniej opcji. "Planuję" to może za duże słowo, ale myślę o tym, by domęczyć do końca te ze zobowiązań, które muszę, a później... zmienić drogę.
Z drugiej strony, wydaje mi się, że z niej zbaczam, a chwilę później okazuje się, że nie. Może zmieniło się to, co dokoła, ale droga pozostała ta sama.
Boję się obracać swoje życie do góry dnem, żeby przypadkiem nie utonąć. Nikt mnie nie będzie ratował. Nikt nie zanurkuje za mną. Co więcej, nie ma nawet komu rzucić mi kawałka liny. Czegoś, czego można się uczepić.
Może to banalne. Ale jednak gdy wyobrażę sobie dryfowanie po nocnym, niespokojnym morzu, zaskakująco pokrywa to się z tym, co słyszę w głowie. Niby nic się nie dzieje, ale jednak fale uderzają wciąż o twardą skorupę, wydając ten okropnie drażniący dźwięk. Nie mam niczego, by nadać kierunek. A nawet gdybym miała, jak wybrać którykolwiek, skoro z każdej strony mam dokładnie to samo? Ciemność i nieskończoność zimnej wody. I żadnej nadziei na światło.
Bo wszyscy ci z reflektorami na dziobie podpływają, witają się niby przyjaźnie, tylko po to, by po chwili zniknąć w ciemności z własnej woli.

Moja wola cierpi przez tak wielką niesprawiedliwość. "