poniedziałek, 18 listopada 2013

"Moja muzyczna świadomość została zmiażdżona i przemielona w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
Pięknie brzmiący obój.
Wiadomo - są gusta i guściki, ludzie obój uwielbiają, ale mnie osobiście obój zawsze wydawał się taki... wiejski, chamski. Wkurzał mnie, nawet na nagraniach, gdzie przecież grają profesjonaliści. Ale usłyszałam tak piękny dźwięk w minione wakacje, że moje zaskoczenie trzeba było zbierać z podłogi razem z moją szczęką.

I człowiek sobie powtarza, że trzeba zachować otwarty umysł.

I powtarzałam to sobie znów ostatnio, gdy zakochałam się w waltorni. Waltornia, fuj, ostre to i ciche, a fałszuje niezależnie od wykonawcy. I mimo że w internetach mnóstwo jest nagrań, to nigdzie się nie podobała. Na żywo, w filharmoniach i innych takich - fuj, zabierzcie to.
A tak jak w przypadku oboju, dziwnym trafem nie miałam ochoty słuchać nagrań solistycznych. Nagle się okazuje, że jest solo waltorni, a ona gra równo, czysto i tak pięknym dźwiękiem, a moje zdziwienie chyba nie może być większe.

Bo nie można się zamykać w schematach...

...wydawałoby się. Bo jednak wokaliści to wokaliści.
Mając nieco do czynienia z wokalem śmiałam się w duchu, jak ludzie mówili o tym podkładaniu świń. Mimo że sytuacja nieraz była zastanawiająca, to nie pozwalałam sobie myśleć, że ta i ta osoba na pewno się przyczyniła do tego, że coś jest nie tak. Że nie, oni nie mogą mówić takich rzeczy, że to normalne w tym środowisku, że plotki się rodzą i roznoszą jak głupie. Że przecież znam tych ludzi, rozmawiam z nimi na co dzień niemalże, często się dobrze dogaduję.
A jednak to, co się mówi o naturze wokalnej okazało się być prawdą, co więcej, pomachało mi ze złośliwym uśmieszkiem na fałszywej twarzy i dotkliwie kopnęło mnie w dupę.

Wniosek? Instrumentalista jest inną klasą człowieka.
Amen."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz